Samochód płynie do misjonarzy

Na Madagaskarze pracują dwaj bracia Jana Wawrzeczki - księża Antoni i Ludwik ze Zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny.

Konstruktorzy tego niezwykłego pojazdu, dostosowanego do trudnych warunków jakie panują w buszu kupili m.in. zapasową skrzynię biegów, reduktor, rozrusznik, paski, pompę wspomagania kierownicy, narzędzia i ubrania robocze.

- Części musiały być używane, bo za nowe zapłacilibyśmy bardzo wysokie cło, więc do ostatniego dnia trwały prace nad ich regeneracją - mówią.

W Urzędzie Celnym w Czechowicach-Dziedzicach otrzymali do dyspozycji specjalną rampę, po której samochód mógł wjechać do kontenera. W odprawie uczestniczył też ks. kan. Antoni Młoczek, który przekazał ofiary, jakie złożyli na ten cel jego parafianie, a także czytelnicy "Gościa Niedzielnego".

Teraz samochód popłynie ponad 50 dni. Konstruktorzy dojadą na miejsce, aby uczestniczyć w kolejnej odprawie celnej. - Z opowiadań wiemy, że w tamtejszych realiach sama odprawa celna ciągnie się nawet dwa tygodnie, więc chcemy jeszcze dopilnować i tego. Później dostarczymy go do misji - a tam przekażemy go w ręce przyszłego użytkownika czyli ks. Ludwika.
- Musimy mu przekazać wiadomości o tych zmianach, które wprowadziliśmy, żeby umiał je wykorzystać i żeby długie lata mu służyło. Auto może mu przydać się w rozwiązywaniu różnych problemów, jeśli będzie posługiwał się tymi nowymi urządzeniami, które wmontowaliśmy - tłumaczy Roman Neukirch.

- Chcemy też sprawdzić, jak auto sprawdzi się na drogach Madagaskaru, którymi ks. Ludwik dojeżdża do swoich parafian.

We wnętrzu samochodu, oprócz części samochodowych znalazł się też dar dla dzieci z Madagaskaru. Przygotowała go działająca przy parafii pw. NMP Wspomożenia Wiernych grupa Odnowy w Duchu Świętym, która od 2004 roku wspiera działalność misyjną finansowo i modlitewnie.